Dito Tsintsadze opowiada o zwycięskim Shindisi
Historia filmu – nagrodzonego właśnie Warsaw Grand Prix oraz nagrodą za reżyserię – oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce podczas rosyjskiej interwencji wojskowej w Gruzji w 2008 roku. Wioska Shindisi to miejsce, gdzie rosyjskie siły okupacyjne oblegały wojska gruzińskie po ogłoszeniu "korytarza pokojowego", a zwykli mieszkańcy podjęli ryzyko ratowania rannych żołnierzy. Opowieść o ludziach nieświadomych swojej wewnętrznej siły, bohaterów w pełnym znaczeniu tego słowa. Film jest gruzińskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy.
Marta Bałaga: Rozpoczynasz film nawiązując do prawdziwego materiału nakręconego w czasie tych tragicznych wydarzeń. Stanowił punkt wyjściowy dla tej historii?
Dito Tsintsadze: Ten mężczyzna, który przygląda się sobie na samym końcu… To niesamowite, bo odnosisz wtedy wrażenie, że przygląda ci się sama wojna. Jej cała esencja, ale nie agresor, tylko właśnie ofiara. Zawsze chciałem opowiedzieć przede wszystkim o ofiarach, bo każdy, kto staje się częścią wojny, staje się jednocześnie ofiarą. Czasem może tego nie wiedzieć, ale taka jest prawda. Ludzie zwykle zaczynają zdawać sobie z tego sprawę nieco później, ale moje zadanie polega na tym, aby im o tym przypomnieć.
Kino boi się czasem takiego podejścia, a już na pewno bywało tak w przeszłości – gdy wojna okazywała się często doskonałym pretekstem, by skupić się na różnie rozumianych "bohaterskich" czynach. W twoim filmie bohaterami okazują się zwyczajni ludzie, którzy w życiu nie zgodziliby się pewnie z takim określeniem.
To ciekawa kwestia, bo dla mnie człowiek, który pijany wskakuje nagle pod czołg, podejmuje taką decyzję pod wpływem chwili. Jest to spowodowane pewną sytuacją i wydaje mi się, że każdy z nas mógłby kiedyś zrobić co takiego. Ale gdy mowa o czymś, co trwa już bardzo długo, a ty i tak decydujesz się na dokonanie tych właściwych wyborów – doskonale zdając sobie przy tym sprawę z grożącego ci zagrożenia – to już zupełnie inna kwestia. Właśnie to jest to prawdziwe bohaterstwo. Świadomie walczysz wtedy z własnym strachem, doskonale rozumiejąc, z czym przyjdzie ci się zmierzyć. Bardzo często ludzie nie zdają sobie sprawy z własnego bohaterstwa. Okazuje się to dla nich prawdziwą niespodzianką. Rozmawiałem z człowiekiem, który doświadczył pokazywanych przeze mnie wydarzeń – wciąż żyje i, co najważniejsze, wciąż nie rozumie, o co wszystkim chodzi. Nie rozumie, dlaczego ludzie uważają go za bohatera. Gdybyś tak go nazwała, potrząsnął by tylko głową, mówiąc: "Przecież nie zrobiłem nic nadzwyczajnego." Dla niego było to oczywiste.
Zawsze chciałem opowiedzieć przede wszystkim o ofiarach, bo każdy, kto staje się częścią wojny, staje się jednocześnie ofiarą. Czasem może tego nie wiedzieć, ale taka jest prawda. Ludzie zwykle zaczynają zdawać sobie z tego sprawę nieco później, ale moje zadanie polega na tym, aby im o tym przypomnieć.
Udało ci się porozmawiać z innymi świadkami tych wydarzeń?
Tak, choć jeden z moich producentów zrealizował już wcześniej dwa dokumenty na ten temat, więc nie warto było tego powtarzać. Odbierając w Warszawie nagrodę powiedziałem, że życzę nam wszystkim pokoju. Bo ten film właśnie o nim opowiada. Gdy masz do czynienia z potężnym krajem, grożącym ci wykorzystaniem broni jądrowej i destrukcją twojego małego świata, to bardzo trudne przeżycie. Najsmutniejsze jest chyba to, że nikt nie jest w stanie nic z tym zrobić. Zupełnie nikt. Bardzo mnie to boli. Każdy boi się tej wojskowej potęgi, stopniowo realizującej swoje marzenia o dominacji. Ale właściwie do czego jest im to potrzebne? Naprawdę tego nie rozumiem. Nie mam tu na myśli zwykłych ludzi, bo mam w Rosji wielu bliskich przyjaciół. A przynajmniej miałem. Ale nawet myśląc już tylko o względach politycznych, dlaczego to robią? Dlaczego tak łatwo udało im się zrobić z bliskich przyjaciół śmiertelnych wrogów? Naprawdę wydaje nam się, że to w porządku? Nie rozumieją, że Gruzja i Ukraina są im najbliższe, także biorąc pod uwagę wspólną historię? Gdy w filmie podejmuje się te tematy, w wypowiedzi bohaterów wkrada się pewna ironia, ale to prawda – zrobili z nas wrogów. Pytanie tylko, po co?
Trudno spodziewać się po wojnie jakiejkolwiek logiki.
Być może, ale ci wszyscy politycy chyba powinni się nad tym wreszcie zastanowić. Pan Putin powinien usiąść i zastanowić się nad tym, co robi. Po co, oraz dokąd to właściwie prowadzi? Czy naprawdę chodzi w tym wszystkim tylko o to, by przywłaszczyć sobie jak najwięcej przestrzeni? Problem w tym, że jeśli twoim jednym celem jest posiadanie, zupełnie zapominasz o innych ludziach. Gdyby ktoś mnie o to zapytał, powiedziałbym, że Rosjanie także są ofiarami tego reżimu. Może nawet w większym stopniu niż ktokolwiek inny, bo cierpią każdego dnia. Kilka miesięcy temu oglądaliśmy te wszystkie demonstracje, widzieliśmy, jak brutalnie sobie z nimi radzono. A jeśli postępujesz w ten sposób z własnymi ludźmi, to czego mogą spodziewać się po tobie sąsiedzi?
Nie obawiałeś się tego? Że pokazujesz w tym filmie ranę, która ciągle się jątrzy?
Pewnie, że tak. Ale jak wspominałem, ludzie zbyt łatwo o wszystkim zapominają. To bardzo ważne, by czasem powiedzieć: "Słuchajcie, dzieje się tu coś bardzo złego." Ta okupacja wciąż trwa, ale zmiany dokonują się bardzo powoli. Granice przesuwają się każdego tygodnia, ale tylko metr po metrze, krok po kroku. Nikt nie wie, jak to powtrzymać. Nie mamy najmniejszego pojęcia.
Gdy mowa o czymś, co jak zauważyłeś dokonuje się dość powoli, wszyscy mamy brzydki zwyczaj odwracania wzroku. Do czasu, gdy nagle jest już za późno.
Także dlatego, że w przypadku jakichkolwiek pertraktacji najpierw trzeba by gdzieś zacząć. Znaleźć jakieś punkty styczne, ale teraz to zupełnie niemożliwe. Więc o czym mamy za sobą rozmawiać, o pogodzie? Pewnie, to przyjemniejsze i znacznie łatwiejsze, ale nigdy nie rozwiążesz w ten sposób żadnego problemu. Mam nadzieję, że przynajmniej w Europie nie wydarzy się teraz żadna katastrofa, bo wciąż wydaje mi się, że zachodnie granice są dość bezpieczne – gdy jesteś członkiem NATO, masz poczucie bezpieczeństwa. To dla mnie dość oczywiste. Też byśmy tak chcieli, ale wiele europejskich krajów sprzeciwia się naszemu członkostwu. Szczerze mówiąc, wcale się temu nie dziwię. Nikt nie chce mieć teraz na głowie dodatkowych problemów z Rosją. Na szczęście sam nie jestem politykiem i jedyne, co mogę zrobić, to nigdy nie dać ludziom zapomnieć. Mogę krzyczeć na cały świat: "Patrzcie! To wciąż się dzieje!"
Mimo to wciąż wydajesz się chyba umiarkowanym optymistą. Wiele historii o wojnie skupia się na ludzkim zezwierzęceniu. Pokazują, że każdy może obudzić w sobie bestię. Ty spoglądasz w tym samym kierunku, ale zauważasz dobre, ludzkie odruchy.
Naprawdę wierzę w to, że nawet w najgorszym momencie zwykle udaje nam się zachować człowieczeństwo. Dziwnie to brzmi, ale naprawdę się zdarza. Ci wszyscy bohaterowie dnia codziennego nie mają pojęcia, jak wspaniałe jest to, co robią. Sami bywają nieźle zaskoczeni takim odkryciem.
Dito Tsintsadze – Gruziński reżyser i scenarzysta, urodzony w 1957 roku w Tbilisi. W 1981 roku ukończył Instytut Teatralny i Filmowy w Tbilisi. Jego filmy otrzymały takie nagrody jak Złota Muszla na festiwalu w San Sebastian czy Srebrny Leopard na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno, były pokazywane w Cannes, Thessalonikach, Montrealu, a także na Warszawskim Festiwalu Filmowym. Jego najnowszy film Shindisi został wybrany na gruzińskiego kandydata do Oscarów, nagrodzono go też Warsaw Grand Prix oraz nagrodą dla Najlepszego Reżysera.