Tayfun Pirselimoglu opowiada o filmie "Powtórka"
Marta Bałaga: Wszechświat, który pokazujesz w filmie, wydaje się taki opuszczony, pusty – w pewnym sensie zapomniany przez wszystkich.
Tayfun Pirselimoglu: Film jest oparty na jednej z moich powieści, ponieważ jestem również pisarzem. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że jestem także wróżbitą, ale udało mi się przewidzieć pewne wydarzenia. Zmiany zachodzące w moim kraju, ale też na całym świecie. Jest coraz gorzej. Jestem pesymistą i nazywają mnie pesymistycznym pisarzem i reżyserem. Ale właśnie tak postrzegam to, co rozgrywa się teraz za moim oknem.
Ten film jest bardzo enigmatyczny, pełen zagadek, bo lubię zadawać pewne metaforyczne pytania. Nie chciałem tu sugerować konkretnego czasu, ale gdzieś, kiedyś, to wszystko może się przecież wydarzyć. Więc może to jest właśnie ten świat, w którym dzisiaj żyjemy?
Podobało mi się zagubienie Twojego bohatera. Nie oferujesz żadnych konkretnych wyjaśnień, pozostawiając tylko kilka wskazówek.
Mam wrażenie, że dziś widzowie chcą poznać wszystkie odpowiedzi od razu. Najlepiej w ciągu pierwszych 5 minut. Dla mnie dobry film zaczyna się po wyjściu z kina, z tymi wszystkimi znakami zapytania w głowie. Starałem się opowiedzieć historię o kimś, kto nie jest świadomy tego, co tak naprawdę się dzieje. Otaczają go te wszystkie postaci rodem z commedii dell'arte, biegają wokół niego, a on nic nie rozumie. Ale ja też tak się teraz czuję. Ja też nie rozumiem tego świata.
W tym filmie, tak na marginesie, nie ma żadnych "właściwych" odpowiedzi. Po prostu ciągle zadaję pytania. To jest mój sposób filmowania; tak postrzegam rzeczywistość. Świat jest pełen tajemnic, pełen rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Teraz rozmawiamy, mając na twarzy te maski – nawet 4 lata temu nie bylibyśmy w stanie przewidzieć, że właśnie tak będzie wyglądać nasza przyszłość.
Mam wrażenie, że dziś widzowie chcą poznać wszystkie odpowiedzi od razu. Najlepiej w ciągu pierwszych 5 minut. Dla mnie dobry film zaczyna się po wyjściu z kina, z tymi wszystkimi znakami zapytania w głowie. Starałem się opowiedzieć historię o kimś, kto nie jest świadomy tego, co tak naprawdę się dzieje. Ja też tak się teraz czuję. Ja też nie rozumiem tego świata.
Można by powiedzieć, że wszystko, co się dzieje, dzieje się tylko w jego głowie.
Może, ale właśnie to mi się podoba: to tylko jedna z możliwych odpowiedzi. Ale są też inne perspektywy. To jest dla mnie najcenniejsze, kiedy widz sam próbuje znaleźć rozwiązania. Musi być tylko zadowolony z własnych wniosków. Ta niejednoznaczność jest tym, do czego zawsze dążę.
Czy długo szukałeś głównego aktora? Ma taką otwartą twarz – jest w nim coś dziecięcego, coś naiwnego.
To jest właśnie to słowo: naiwność. Musiał taki być.
Szczerze mówiąc, na początku byłem trochę zdezorientowany. Długo go szukałem. Kiedy piszę scenariusz, staram się wizualizować twarze ludzi. Na początku nie mogłem go zobaczyć. Nienawidzę przesłuchań – one nic ci nie dają. Zamiast tego lubię rozmawiać z aktorami i aktorkami, próbując się dowiedzieć, czy to może się udać. Tak było też tym razem. On jest bardzo dobrym aktorem teatralnym.
Paleta kolorów w filmie jest dość uderzająca. Czułam się jakbym schodziła pod wodę, otoczona tymi wszystkimi zieleniami i szarościami. Nie wspominając już o tym, że sprawia, że myślisz o śmierci.
Dziękuję za to pytanie, ponieważ kolor filmu jest jednym z bohaterów. Jestem także malarzem i zawsze myślę o kolorze w moich filmach. Współpracowałem z operatorem Andreasem Sinanosem i pracowaliśmy nad tym także w postprodukcji.
To jedna z moich obsesji: śmierć. Wiemy, jak kończy się historia i nie możemy nic z tym zrobić. W moich poprzednich filmach również próbowałem zgłębić ten temat. W tej historii wszystko zaczyna się od śmierci, a potem także od morderstwa. Ale w moich filmach początek jest taki sam jak koniec. Są takie same, bo na tym polega krąg życia. To nie jest jakaś fatalistyczna perspektywa: dochodzimy do końca, a potem wszystko zaczyna się od nowa. Myślę, że jest w tym coś optymistycznego.
Kiedy zaczyna spotykać różnych ludzi, wydaje się, że skrywają oni jakieś tajemnice, ale nigdy nie jest to powiedziane otwarcie. Jak chciałeś osiągnąć ten efekt? W tej historii nic nie jest do końca pewne.
Oni wszyscy biegają w kółko, zadają jakieś pytania. Nie wiemy, czy są one głupie, czy poważne. Nie wiemy, które z nich jest tym "właściwym" pytaniem. On chce od tego uciec, ale nie ma ucieczki. Odczuwamy to również w naszym codziennym życiu. Bo jeśli uda nam się już uciec, to co dokładnie się stanie? To poczucie niepewności doprowadza ludzi do szaleństwa. Ja jednak lubię tę dezorientację. Myślę, że zdezorientowana publiczność jest najlepszą publicznością [śmiech].
Tayfun Pirselimoglu - Turecki reżyser, scenarzysta, pisarz, artysta. Ukończył Bliskowschodni Uniwersytet Techniczny w Ankarze, studiował malarstwo i rzeźbę w Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu i miał wiele wystaw na całym świecie. Od 1985 roku zajmuje się filmem, literaturą, pisze scenariusze i uczy. W 1996 roku opublikował swoją pierwszą powieść „Desert Stories”. Na WFF prezentowane były jego filmy „Hiçbiryerde” (2003), „Riza” (2007), „Saç” (2010) i „Yol Kenari” (2017). „Kerr” to jego najnowszy film.