Guillaume Nicloux opowiada o filmie zamknięcia Talasoterapii
W swoistej kontynuacji filmu Porwanie Michela Houellebecqa, pięć lat po przedstawionych tam wydarzeniach Michel Houellebecq przyjeżdża do centrum talasoterapii w Cabourgu w Normandii. Spotyka tam Gérarda Depardieu. Panowie wspólnie starają się przetrwać reżim zdrowotny, który próbuje im się narzucić w nadmorskim spa. Na szczęście Depardieu udało się przemycić walizkę kiełbasy, a tymczasem Houellebecq pozostaje w kontakcie ze swoimi dawnymi porywaczami. Nic dziwnego, że wydarzenia szybko zaczynają wychodzić poza ramy przyjęte w spa…
Marta Bałaga: Podobno wcale nie planowałeś nakręcenia kontynuacji filmu z 2014 roku, tylko miałeś ogromną ochotę pokazać Michela Houellebecqa i Gérarda Depardieu razem na ekranie. Dlaczego?
Guillaume Nicloux: Nie da się wytłumaczyć pożądania. W moim przypadku po prostu nagle się pojawia i tym razem odczułem je wyjątkowo silnie, wręcz brutalnie. Było to dla mnie dość nieoczekiwane – tym bardziej, ponieważ naprawdę nie sądziłem, że będzie to możliwe. Na szczęście odkryliśmy, że panowie także odczuwają to pragnienie. Bez ich entuzjazmu taki film jak mój, nawiązujący w pewien sposób do ich życia prywatnego, nigdy nie miałby szans powstać. Powiedziałbym, że ostatecznie wszystko udało się dzięki mieszance ich wyjątkowej błyskotliwości, szczęścia i pewnej swobody, z którą zdecydowaliśmy się podejść do tej historii. Nie wspominając o zaufaniu, na które zawsze mogę liczyć ze strony mojej producentki Sylvie Pialat. Bez niej Talasoterapia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.
Skąd pomysł, by do tego spotkania doszło właśnie w takim miesjcu? Które, umówmy się, natychmiast sprawia, że wszystko wydaje się o wiele zabawniejsze i bardziej absurdalne. Ale też nakłania do pewnych przemyśleń, bo stanowi odpowiedź na współczesną potrzebę oderwania się od życia i zmagań, które się z nim łączą.
Zauważyłem, że moje filmy bardzo często rozgrywają się w miejscach, które wiążą się jakoś z poczuciem zamknięcia – pod względem mentalnym i geograficznym. Wystarczy wspomnieć ten klasztor w Zakonnicy, las w Końcu, kalifornijską Dolinę Śmierci w Dolinie miłości, dżunglę w Na krańcach świata, a nawet to drewniane pudełko w moim serialu Twice Upon a Time. Co sprawia, że zaczynam wierzyć, że w jakiś sposób nawiązuję tu do moich własnych nerwic. Oraz do nerwic moich bohaterów!
W moim przypadku pragnienie po prostu nagle się pojawia. Tym razem odczułem je wyjątkowo silnie, wręcz brutalnie. Było to dla mnie dość nieoczekiwane – tym bardziej, ponieważ naprawdę nie sądziłem, że uda się doprowadzić do spotkania tych dwóch osobowości na ekranie. Na szczęście odkryliśmy, że panowie także je odczuwają. Bez ich entuzjazmu taki film jak mój, nawiązujący w pewien sposób do ich życia prywatnego, nigdy nie miałby szans powstać.
Taki rodzaj historii, czy właśnie filmu, pozwala odnieść wrażenie, że odkrywamy tu prawdziwą twarz Houellebecqa i Depardieu. Jak decydujesz, co jest prawdą, a co fikcją? I czy w ogóle można to wiedzieć?
Zawsze staram się opóźnić tego typu decyzję. Tak długo, na ile to tylko możliwe, poszukując najszczerszego kłamstwa i przyglądając się temu, jak się krystalizuje. Jest jakaś część prawdy, którą trzeba pokazać na ekranie i zwykle szukamy jej razem, pracując już wtedy nad tą wyjątkową propozycją. Powiedziałbym, że absolutnie kluczowe jest, dla mnie to, aby przynajmniej spróbować być szczerym. Teraz i tu – w tym samym momencie, gdy zaczyna się tworzyć własną narrację.
Zwłaszcza, że mówa o dwóch znanych celebrytach, którzy każdego dnia stykają się chyba z takim podziałem?
Interesuje mnie to ciągłe zamieszanie pomiędzy tym, co ludzie o sobie myślą, czym tak naprawdę są i tym, co ja sam wiem o Michelu i Gérardzie. Skupianie się na pewnej porowatości isniejącej gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi elementami sprawiało mi sporo frajdy. Zacierają się wtedy granice i nagle udaje ci się spojrzeć na nich pod nieco innym kątem. Bardziej zamglonym, mniej oczywistym, bardziej rozległym. Scenariusz wymagał od nich skupienia na historii, dialogu i scenach, ale do samego końca nie wiedziałem, jak będą na siebie oddziaływać. To właśnie ten rodzaj spotnaiczności, na jaki lubię pozwolić sobie już w trakcie kręcenia. I "nakarmić” tym potem mój film – wszystkim, co niesie za sobą taka relacja.
Wydaje ci się, że dla reżysera to znacznie bardziej ekscytujące? Możliwość stworzenia czegoś, co w przeciwieństwie do tradycyjnego dokumentu, którego granice bywają czasem znacznie wyraźniejsze i chyba też bardziej przewidywalnie, będzie bardziej niepokojące?
Z pewnością należy to do moich ulubionych poszukiwań w kinie. Próba znalezienia prawdy w czymś, co stanowi jej zupełne przeciwieństwo, znalezienia wolności w ramach ograniczeń wiążących się z tym całym filmowym procesem. Możliwość zastąpienia pisanego słowa obrazem, który nagle zaczyna żyć własnym życiem, daje ci szansę udania się w jakąś nieoczekiwaną podróż. Podróż, w której sam mogę się zupełnie zagubić. Zupełnie jak moi bohaterowie.
Guillaume Nicloux – Francuski aktor, pisarz, reżyser filmowy i teatralny. Urodził się w 1966 roku w Melun. Pracował jako aktor i reżyser w paryskich teatrach. Wykłada w słynnej szkole filmowej La Fémis. Jego film Porwanie Michela Houellebecqa zdobył nagrodę za najlepszy scenariusz na festiwalu Tribeca, a premiera Doliny miłości, pokazywanej też podczas 31. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego, odbyła się w Cannes. Jego najnowszy film, Talasoterapia, miał premierę w San Sebastián, był też filmem zamknięcia 35. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego.